
PO pierwsze: musimy odpowiednio "odłączać" potrzebną ilość wełny od całego motka.
PO drugie: lepiej układać większą ilość wełny, ponieważ prawdopodobieństwo pojawienia się dziur w następnej fazie procesu filcowania jest mniejsze.
Musimy pamiętać, że wełnę układamy naprzemiennie raz w poziomie a raz w pionie - to bardzo ważne, aby poszczególne odpowiednio się połączyły w całość.
A potem to już najprzyjemniejsza część, czyli masowanie, głaskanie, naciskanie. Jedyny minus to bardzo ciepła woda - ręce muszą się przyzwyczaić, ale cały czas trzeba pamiętać, że im cieplejsza woda tym proces tworzenia szybszy. W końcowej fazie tworzenia zawijamy nasze prawie gotowe kwiatki w matę bambusową i ręcznik i rolujemy jak ciasto na kopytka ;) (mam nadzieję , że wszyscy kojarzą o co mi chodzi)
PO dwugodzinnych zmaganiach w pięknych okolicznościach pogodowych, w doborowym towarzystwie i z muzyką w tle udało nam się ufilcować całkiem sporo kwiatków.
A oto one:
Kwiatki wyszły znakomicie, a ile frajdy przy tym!
OdpowiedzUsuńAaaaaa!!!!!
OdpowiedzUsuńJa też chcę! Kopytka umiem robić, chyba się nadam?
Szkoda, że mam tak daleko....