Finał akcji "Pożeracze Smutków"

Dzień 6 czerwca na długo pozostanie w pamięci wielu osób. 
To właśnie w ten dzień, zwykły wtorek, nastąpił finał naszej kilkumiesięcznej akcji. Kilkadziesiąt dni pracy: projektowania, planowania, wycinania i szycia absolutnie oryginalnych polarowych poduszkostworów. Kilkadziesiąt metrów polaru, około 30 kg wsadu kulek silikonowych, kilkadziesiąt arkuszy filcu A3, kilkanaście kordonków w różnych kolorach i w sumie zliczając zaangażowanie wszystkich szyjących osób (w tym mnie i panią woźną) to ponad 300 godzin spędzonych na szyciu. Jest MOC. 

To wszystko było możliwe dzięki mini grantowi, jaki otrzymaliśmy od Fundacji "W człowieku widzieć brata" oraz przy wsparciu Fundacji Iskierka, ale przede wszystkim dzięki 17 dziewczynom, które zdecydowały się wziąć udział w projekcie i pomimo chwil zwątpienia, niemocy twórczej mimo wszystko dobrnęły do końca. 
Myślę, że ten właśnie dzień zrekompensował im wszystko! 
Wyruszyłyśmy w planowanym składzie o godzinie 10 spod naszej szkoły. Najpierw dotarłyśmy do Zabrza - tutaj opuściła nas pierwsza ekipa, potem do Chorzowa, gdzie pożegnaliśmy drugą ekipę i na końcu Katowice, gdzie wysiadła ostatnia ekipa ze mną i całą resztą poduszkostworów. Dziewczyny wpadły na świetny sposób podpisania się na taśmie malarskiej i przyklejenia swojego imienia na koszulce.



ekipa z Zabrza 
   
ekipa z Chorzowa

ekipa z Katowic

Nasz planowany czas przebywania na każdym oddziale to około 2,5 godzin i ten plan udało nam się zrealizować z nawiązką. Na każdym z oddziałów czekał/a na pielgrzymowicką ekipę przedstawiciel/ka Fundacji Iskierka, który/a wprowadził/a dziewczyny na oddział. Później w specjalnej świetlicy dziewczyny miały możliwość rozłożenia pożeraczy oraz przygotowania miejsca na warsztaty. Dzieci wraz z rodzicami i opiekunami już na nas czekali. Niektórzy od razu pojawiali się w świetlicy, inni przychodzili później. Niektórzy zostawali na dłużej, inni wracali do swoich sal. Pierwszy kontakt, zderzenie z rzeczywistością szpitalną (większość z nas nie była jeszcze na dziecięcych oddziałach onkologicznych) wywołał taką chwilę niepewności, zawahania, lecz po chwili na twarzach dziewczyn pojawił się uśmiech i pozytywna energia, która zaczęła udzielać się wszystkim wokół. Dużym wsparciem okazali się przedstawiciele Iskierki, za co serdecznie im dziękuję, natomiast uśmiech dzieciaków i ich radość nie pozwalały na zamartwianie się i smutek. Dziewczyny bardzo szybko odnalazły się w nowej sytuacji,  rozmawiały z dzieciakami, bawiły się, malowały i żartowały. Chętnych nauczyły szycia i każdy mógł stworzyć własnego małego filcowego pożeracza, a tym mniejszym dziewczyny same uszyły. Rodzice również włączyli się w szycie. Niektóre osoby nie mogły przyjść na oddział, ponieważ miały tzw. reżim, czyli za słabą odporność. Do tych dzieci, dziewczyny poszły osobiście zanosząc im pożeracza do wyboru. Czas minął niespodziewanie szybko. Dopiero co przyjechałyśmy, a już musiałyśmy się żegnać. 
To był dobry czas, pozytywny czas i refleksyjny! 
To był czas spotkania z człowiekiem.
Poniższe zdjęcia pochodzą z Archiwum Fundacji "iskierka". 





































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz